sobota, 7 września 2013

~03~

Obudziła się prawie jednocześnie z sygnałem budzika. Uśmiechnęła się do słońca, które radośnie zaświeciło pomiędzy pożółkłymi liśćmi. Praktycznie natychmiast wyszła z pościeli, okryła się szlafrokiem i poszła do kuchni nalać sobie czarnej kawy, którą przed wyjściem zaparzyła jej współlokatorka -Ingrid. Włączyła stary magnetofon i ustawiła Capital FM, w którym zawsze leciały energiczne piosenki. Wyjęła z lodówki śmietankę i dolała do czarnego napoju. Zamknęła lodówkę, nucąc jeden z nowych kawałków Ellie Goulding, podskoczyła zlękniona.
-Jezu, Troye mógłbyś czasem zachowywać się trochę głośniej. -zwróciła uwagę współlokatorowi, który stał przy jej boku. Wszedł do pomieszczenia bezszelestnie. -Przy okazji, mógłbyś coś na siebie ubrać. Jeszcze Ci ten ręcznik spanie i po co od samego rana ma być niezręcznie, hm? -zażartowała, wypijając łyk kawy. Chłopak specjalnie poluzował węzeł, aby odsłonić część pośladków.
-Już jest dostatecznie niezręcznie, czy mam się odwrócić. -skomentował znad ramienia.
-Troooooooooooye! -szybko otworzyła drzwiczki wyższej od niej chłodziarki. -Jesteś najgorszym współlokatorem na świecie.
-A Ty najlepszą. Zrobisz sobie może na śniadanie te pyszne placuszki owsiane?
-Nie zasłużyłeś dzisiaj na śniadanie. -zmarzła już, praktycznie stojąc w chłodziarce. -Poprawiłeś już ten ręcznik? -zerknęła, wspinają  się na place. Wiedziała, że po wysokim, piegowatym rudzielcu może się wszystkiego spodziewać. Troye Croven zajmuje się modelingiem i ze swoim ciałem czuje się świetnie. W mieszkaniu nie było bardziej pewnej siebie osoby. Przewrócił tylko oczami. Rozłożył ręce.
-Nie do ruszenia. Chcesz sprawdzić? -skarciła go wzrokiem. - To co z tym śniadaniem?
-Za dwadzieścia minut, ale tylko jeśli będziesz ubrany. Nie masz jakiejś diety oczyszczającej w najbliższym czasie, odkurzaczu? Za te podjadanie ode mnie powinieneś wziąć moją kolejkę zmywania. -Pokiwał tylko przecząco głową. - A własnie, miałeś wieści od Ezry? Żyje? Jego kolejka w kuchni i kończą się już czyste sztućce. Niedługo przerzucimy się na plastik, jak tak dalej pójdzie.
-Pewnie któraś klientka zamiast płyty One Direction wykupiła "dokształcanie" z prawdziwej muzyki. Wróci pewnie jak już jej ucieknie. Masz dzisiaj zmianę u człekokształtnych?
-Za godzinę muszę wyjść. I dzisiaj karmię pingwiny. W moim wytwornym polarku, którego tak nienawidzisz.

Mieszkanie przy Whitehall Road miało kilka swoich zasad. Holly jako najnowszy nabytek, aby się wykupić miała sprzątać łazienki dwa razy częściej niż pozostali, a mieli je dwie - damską i męską.W kuchni panował grafik zmywania, a w czwartkowe wieczory losowane są pomieszczenia do sprzątania. Zdarza się, że Eaton sprząta łazienkę w czwartek i w sobotę. Za 38 dni będzie już prawowitym lokatorem i jej harówka się skończy. Choć nie ukrywa, że lubi sprzątać, jednak każdemu może zbrzydnąć sprzątanie odchodów słoni w pracy i wieczorne sprzątanie po współlokatorach. Podobało jej się nowe lokum. Własny nieduży kąt, pełen wiekowych bibelotów i ulubionych książek. Nienarzucający się, choć specyficzni współlokatorzy. Mieszkanie znalazła dzięki uprzejmości sąsiada, który umówił ją ze swoim siostrzeńcem, który akurat miał jeden pokój w swoim lokum. Pech lub szczęście sprawiło, że był to ten sam chłopak, który przy ostatniej przeprowadzce pomagał jej z za ciężką walizką.

Harry - mąż Louise -pomógł Holly przewieźć wszystkie rzeczy i zmniejszyć trochę szanse oszukania i naciągnięcia na czynsz samotnej dziewczyny. Drzwi otworzył im ten sam nieuczesany i nieogolony chłopak, ubrany trochę mniej elegancko niż poprzednim razem, a discmana zastąpiła mu rozbrzmiewająca na całe mieszkanie wieża stereo.
-Cześć, jestem Holly Eaton, rozmawiałam z Ezrą o wolnym pokoju. -rozglądała się nieśmiało po salonie, opierając się o czerwoną walizkę.
-To ze mną rozmawiałaś, a tę walizkę już skądś znam. -spojrzała na niego zaskoczona, choć nie wiedziała o co mu chodzi. -Wydaje mi się, że pomagałem Ci się wyprowadzić ? Może mnie nie pamiętać. Nieważne. Ezra Green. -uścisnęli sobie dłonie. Niestety wszyscy są w pracy, więc resztę poznasz pewnie wieczorem. -wskazał wzrokiem na bagaże. -Dużo jeszcze tego macie? Pomogę Wam, a Ty rozejrzyj się po mieszkaniu, czy na pewno chcesz tu mieszkać. -wszyscy się zaśmiali. Ezra dobrze wiedział jak rozładować atmosferę. Mężczyźni zeszli do samochodu po kartony, a blondynka została sama w ogromnym, pięciopokojowym mieszkaniu. Od razy spodobała jej się przestronna, otwarta kuchnia, w której mimochodem zajrzała do piekarnika. Czystym wart grzechu i jej sernika. Dwie łazienki, niestety męska czystsza od damskiej. Wróciła do pokoju, który miała zająć. Otworzyła na oścież okno i szybko weszła na stołek, aby zdjąć przykurzone o pożółkłe firanki.
-Tylko nie spadnij. -odezwał się niski, głęboki głos w drzwiach. To raczej on sprawił, że zadrżała na taborecie. - Już zmieniasz? Harry wspomniał, że tak już masz.
-Tak mam? -uniosła jedną brew.
-No zmieniasz, przestawiasz i znosisz różne dziwne przedmioty do domu. -sprostował mąż przyjaciółki. Posłała mu tylko spojrzenie mówiące "dzięki, wiesz, jak kogoś zaprezentować". To ja będę się zbierał. Poradzisz sobie?
-Dziękuję Ci. Tobie i Louise, że przechowaliście mnie przez ten trudny okres. -wyjęła ręce z kieszeni zbyt obszernego swetra. -Nigdy Wam się za to nie odwdzięczę, ale na obiad w naszej ukochanej restauracji możecie liczyć. - Ezra przysłuchiwał się pożegnaniu przyjaciół, nie chcąc być wścibskim.
-Czyli w Twojej nowej kuchni? -zaczerwieniła się na ten komplement i ucałowała blondyna w policzek. -Do zobaczenia.
Harold pożegnał się z nowym współlokatorem Eaton i zatrzasnął za sobą drzwi. Została sama z Ezrą i martwą ciszą. Rozejrzała się po wnętrzu, czy aby wszystkie torby, kartony i walizki są razem z nią. Odetchnęła głośno i spojrzała na bruneta.
-Oprowadzisz mniesz, wprowadzisz we wszystko? -zapytała przygryzając wargę, co nigdy wcześniej jej się nie przydarzyło. Chłopak pstryknął palcami, jakby sobie coś przypomniał. Otworzył drzwi do swojego pokoju, a muzyka jeszcze głośniej wlała się do pomieszczenia. Wrócił sekundę później.
-Tu są klucze dla Ciebie, a umowę podpiszesz z administratorem. Powinien być we wtorek. Mamy kilka zasad w Słonecznym Domku. -spojrzała na niego wzrokiem matki, która nie wie, czy jej dziecko się rozchorowało, czy jest na haju. -Już jutro rano zrozumiesz co mam na myśli. Ale regulamin podpiszesz i poznasz, oczywiście, na winnej inicjacji dziś wieczorem. Wasza babska łazienka, którą dzielisz z Ingrid - pielęgniarką z powołania - jest zaraz obok Twojej sypialni, na przeciw masz kuchnię, następne królestwo Troye'a. Nasze bóstwo mogłaś już zobaczyć na reklamach autobusowych i kilku kolorowych pisemkach. Męska toaleta, następne drzwi to pokój sanitariuszki, a mój już wiesz, z drugiej strony Waszej łazienki. Roomtour na pewno też zaliczysz wieczorem, to nasza reguła, nie ma myszkowania, Ale skoro ja tu jestem, to do mnie zapraszam. -wskazał na drzwi, trochę niepewnie podążyła za mężczyzną. Pokój był dwa razy większy niż jej sypialnia. Jej wzrok przyciągnęła mozaika na ścianie z różnokolorowych kaset magnetofonowych. Podeszła bliżej.
-Pomysłowe, sam na to wpadłeś? -założył ręce.
-Znalazłem w internecie. Nie jestem tak pomysłowy. Pomóc Ci coś? Rozpakować, podnieść czy coś w tym stylu?
-Dam znać. Dzięki. A odnośnie naszego pierwszego spotkania... -zamilkła na chwilę - musisz mi wybaczyć, ale to nie był mój dobry dzień. -uśmiechnęła się i chowając ręce do kieszeni wyszła z pokoju. Wróciła do swojego, w którym już się przewietrzyło, a światło słoneczne dało jej nowy widok na pomieszczenie. Zakasała rękawy, wyjęła z torebki iPoda, włączyła Pink Floydów i od razy wyjęła pościel i powlekła łóżko. Wszystko przykryła zielonym pledem, położyła kilka ozdobnych poduszek i zgarnęła kolejną torbę, która leżała najbliżej niej. Rozłożyła ubrania, książki, znalazła wyjątkowe miejsce na gramofon i kolekcję winyli, złożyła puste kartony, ułożyła je na szafie i przeszła do kuchni znaleźć miejsce na jej "instrumenty", czyli patelnię, kilka rondelków i całe mnóstwo magicznych składników jej popisowych dań. Przeszła do łazienki, zadowolona, że zadomowia się w trzy godziny. Zamierzała wziąć prysznic i rozsądnie podzielić toaletową przestrzeń pomiędzy nią a współlokatorkę. Zdziwiło ją, że wszystko było już dla niej przygotowane, wraz z notatką wykonaną purpurową szminką na lustrze "hello stranger :)". Po kilku łazienkowych rytuałach ubrała się w leginsy i za duży beżowy sweter, nie wiedząc o której zacznie się inicjacja, lecz już chwilę później usłyszała donośne głosy na holu. Chichot stawa się coraz bardziej donośny, aż dało się usłyszeć klucz przekręcany w zamku.
-Jesteśmy! Gdzie nasza ofiara? -zapytał wesoły, kobiecy głos, któremu towarzyszyło stukanie kilku butelek w papierowej torbie.


-To do następnego, ptaszki. -powiedziała do pingwinów, zabierając ich wiaderko do karmienia świeżymi rybami. To było jej ostatnie zadanie na dzisiaj. Spojrzała na niebo, pogoda przypominała jeszcze o niedawnym lecie, a Holly przechodziły dreszcze. Termometr w pracowniczej kuchni wskazywał 24°C, ona stwierdziła jednak, że wróci do domu w służbowym polarze, bo mogła zmarznąć w szortach i koszuli z rękawem trzy czwarte.
Po drodze łapała spojrzenia jej współtowarzyszy podróży autobusem do mieszkania, zapewne dziwiących się otaczającym ich zapachem martwych ryb. Przysypiając na siedzeniu , w ostatniej chwili zorientowała się, że to jej przystanek i przepraszając mężczyznę, stojącego jej na drodze, wyszła na chodnik. Przeszłą te kilka kroków do kamienicy i z trudem weszła na pierwsze piętro. Złapała za klamkę i przekręciła klucz w zamku, jednocześnie kichając.
-Dobry, jest tu ktoś? -pociągnęła nosem. Nie usłyszała odezwu, zdjęła baleriny i na boso szybkim krokiem przeszłą do kuchni wstawić wodę na herbatę. Do kubka wsypała liście i przetruchtała do siebie zrzucić bluzę na krzesło bujane stojące w kącie pokoju, zmienić jeansowe spodenki, na wygodne spodnie od pidżamy, nakryła się narzutą i wróciła do kuchni zalać napój, z powrotem zgarnęła z salonu kartonik z chusteczkami higienicznymi i od razu położyła się do łóżka. Przesuszone spojówki, zatkany nos i duszący kaszel nie pozwalały jej się wygodnie ułożyć, dopiero na brzuchu udało jej się zasnąć.

-Halo, halo? Gdzie wszystkich wcięło, hm? - Ezra zapalił światło w salonie, nikt ani nic się nie poruszyło, zdziwiony jakimś dziwnym szmerem wszedł wgłąb mieszkania, dopiero wtedy dobrze usłyszał Steviego Wondera.
-Holly? -zapukał do pokoju dziewczyny, niedomknięte drzwi same się otworzyły, zajrzał do środka i zobaczył stos zużytych chusteczek i chrapiącą, zwiniętą w kłębek dziewczynę. Pokiwał głową, wyłączył laptop grający na biurku i wrócił do kuchni odgrzać wywar, aby podać chorej "sąsiadce". Ciepłą zupę przelał do miski i poszedł do pokoju Eaton. Postawił danie na stoliku obok łóżka i usiadł na fotelu po przeciwnej stronie pomieszczenia. Zrzucił na podłogę cuchnący fragment jej garderoby, ją obudził inny mocny zapach. Powoli otworzyła wrażliwe oczy i od razu kichnęła w przestrzeń.
-Na zdrowie. -powiedział brunet, nie wstając z fotela. Wystraszona podniosła się na łóżku, wycierając nos w czystą chusteczkę. - Kto się przeziębia w środku lata?
-Mamy jesień. Wróciłeś już z korepetycji?
-Korepetycji?
-Nieważne. Co to? -spojrzała w stronę naczynia.
-Rosół, przecież jesteś chora.Zmiana u misi polarnych?
-Pingwinów, nie czujesz? To która Cię tak długo zatrzymała, co? -zaczęła jeść gorącą potrawę.
-Zazdrosna? Nikt ważny. -wstał z fotela i usiadł przy jej boku. -Przecież i tak zawsze wracam do Ciebie. -ucałował ją w czoło. -Rozpalona. Taką Cię lubię. A na poważnie, to do lekarza jutro rano i w pracy L4, słoneczko. Bo inaczej nici z naszych igraszek. -prawie się zakrztusiła.
-Ezra, a pójdziesz ze mną? Z Tobą czuję się taka bezpieczna. -zamrugała kilkukrotnie, próbując flirtować. Zaśmiał się głos.
-Już się lepiej poczułaś.