niedziela, 31 marca 2013

~01~


Zasapana wpadła na czwarte piętro bloku, w którym znajdowało się ich mieszkanie. Ekotorba zsunęła jej się z ramienia, tak, że teraz odcinała krążenie w dłoni, a przepełniona markerami i innymi niezwykle potrzebnymi przedmiotami torebka utrudniała znalezienie kluczy. Tuba z projektami na zaliczenie już chwilę temu wylądowała na posadzce, robiąc odbijający się echem hałas. Przeklęła pod nosem, a klucze od razu znalazły się w jej dłoni. Wyciągnęła je ze skórzanej torby za pamiątkowy brelok z Grecji i błyskawicznie przekręciła zamek w drzwiach. Chociaż tyle jej się dzisiaj udało. Usiadła na drewnianej skrzyni w przedpokoju, aby móc zdjąć zabłocone kalosze. Przedwiośnie było dla niej najgorszą porą roku. Już prawie nic nie zostało z jej ukochanej zimy, nie licząc pluchy na ulicach, w niczym nieprzypominającej puszystego śniegu. Wiosna też nie spieszyła się, aby zagościć w Bristolu. Dzień robił się coraz dłuższy, choć jeśli tak jak Holly wraca się do mieszkania około dwudziestej z porannych zajęć na Uniwersytecie i popołudniowej zmiany w ogrodzie zoologicznym, zahaczając przy okazji o supermarket, bo nie będzie rano śniadania, to tak subtelnej zmiany, jak dłuższy dzień, można nie zauważyć. Usłyszała, że z kuchni sączy się delikatna jazzowa muzyka. Zdziwiona zostawiła kurtkę na wieszaku i pokierowała swoje bose stopy w tamtym kierunku.
-Kochanie? –z wątpliwością w głosie zwróciła się do mężczyzny, widząc nakrycia na dębowym stole, odbijające się w świetle kilku świec, rozstawionych w strategicznych punktach pomieszczenia. Odwrócił się od kuchenki, aby przywitać się z narzeczoną. Pocałował jej usta. – Już wróciłeś? Myślałam, że znów będziesz do późnej nocy ślęczał w biurze. –uśmiechnęła się na widok Josha w fartuszku od Cath Kidston.
-Udało mi się dzisiaj skończyć o normalnej porze. No już, uciekaj słońce umyć ręce i zapraszam do stołu.
-Zrobiłeś obiad. –zachwyciła się – i zakupy. To moje też możesz rozpakować. Mogłeś dać znać, że będziesz wcześniej. –przytuliła się do niego. –Lecę się przebrać. Ożywiona pobiegła do sypialni przebrać jeansy na przydługie dresy i bluzę z logiem Disneya, rozczesała włosy poszarpane przez marcowy wiatr i postanowiła, że to będzie miły wieczór. Stanęła w progu kuchni, opierając się o framugę i patrząc z zadowoleniem na Josha, który dość chaotycznie radził sobie z gotowaniem. –Pozwolisz, że się obsłużę i popatrzę na Twoje męczarnie. –wskazała na wino, które czekało już odkorkowane na stole. Nalała sobie kieliszek i usiadła na krześle, tak, aby zmarznięte stopy ogrzać o kaloryfer.
-Nie nabijaj się ze swojego przyszłego męża, hm? Będziesz na mnie skazana na najbliższą – zastanowił się –wieczność. I voila. –postawił przed nią talerz z makaronem polanym sosem bolońskim, sekundę później starł prosto na gotowe danie parmezan i dodał kilka listków świeżej bazylii. Zaciągnęła się zapachem. –Smacznego.
-Dziękuję, kochany. Umieram z głodu –wzięła widelec i z zapałem nawinęła sporą porcję spaghetti. Makaron był twardszy niż al dente, nie dała jednak po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jedli kolacje prawie godzinę. Wymieniali spojrzenia, pod stołem położyła mu swoje stopy na kolanach, a on tylko gładził jej łydkę wolną ręką. On czasem nieobecny, przywracany był na ziemię tylko jej pytaniami.
-Po takiej kolacji należy Ci się podziękowanie. Pójdziemy wziąć kąpiel? –zapytała, próbując być seksowną, a nie zawsze jej to wychodziło. Dawno nie spędzili wspólnego wieczoru. Była bardzo zadowolona, że w końcu ma swojego narzeczonego dla siebie.
-Wybacz kochanie, ale jestem zmęczony. Może innym razem. Dziś wezmę szybki prysznic i od razu zasnę. Przepraszam. –ucałował jej włosy.
-Nie przepraszaj, jesteś zapracowany. Wszystko rozumiem. Dobranoc i dziękuję za kolację. Idź już do łazienki, posprzątam. –uśmiechnęła się lekko rozczarowana tym, że ich wspólny wieczór tak szybko dobiegł końca. Szybko umyła naczynia, schowała resztę wina do lodówki, pogasiła świeczki i sprzątnęła wszystko ze stołu. Ułożyła się wygodnie na kanapie i przerzucała bezmyślnie kanały, czekając aż Josh wyjdzie z kąpieli. Chwilę dłużej zabawiła na kanale przyrodniczym, ponieważ właśnie zaczynał się program o afrykańskim klimacie. Przypomniała sobie, które zwierzaki ostatnio karmiła na południowej zmianie. Żyrafy i zebry były jej ulubionymi „pupilami” w całym ogrodzie. Była wielką fanką tych roślinożerców już w przedszkolu. Przypomniała sobie jak nalegała w pierwszej klasie na przebranie się za żyrafę na szkolną maskaradę. Wspomnienia z programu tak bardzo ją wciągnęły, że zasnęła. Joshua wyszedł z łazienki i widząc, że Holly śpi skulona na kanapie, postanowił przykryć ją szczelnie kocem, który leżał na zagłówku. Pogładził jej głowę i pocałował delikatnie w czoło.
-Śpij słodko. Przepraszam. –bezgłośnie przeszedł do sypialni. Było krótko po dwudziestej trzeciej. Odebrał telefon.
-Dlaczego do mnie dzwonisz? …Przecież o tym rozmawialiśmy. Nie, to już skończone. Nie przyjadę… Oczywiście, że będę dobrze wspominał nasze wspólne chwile… I współpracę. Oczywiście. … Nie wiem, czy jesteś świadoma, ale mam narzeczoną, z którą planuję się niedługo ożenić, więc proszę, zapomnij o mnie. Tak jak ja próbuję zapomnieć  o Tobie, o nas. – rozłączył się pośpiesznie. Holly jednak stała już chwilę, przebudzona jego pocałunkiem. 

______________________________________________________
Chciałam, abyście miały do poniedziałkowego śniadanka. Choć powinnyście świąteczny poranek spędzić z najbliższymi, więc sio do rodzinnego stołu, a w wolnej chwili przeczytajcie ten krótki pierwszy, wprowadzający nas w akcję rozdział. Jestem  bardzo ciekawa co sądzicie i jak zareagujecie. Czekam na wrażenia pod notką. Ściskam Was i życzę dobrego tygodnia, rozpoczętego słodkim lenistwem w lany poniedziałek :)